Petmen to stary wyjadacz polskiej sceny inline. Twórca PRL – Polish Rolling League, organizator setek imprez na terenie całego kraju, pomysłodawca projektu Skate In Park, a przede wszystkim dobry zawodnik rolkowy i melanżowy. To zaszczyt gościć go na naszych łamach. Bez żadnej krępacji – Paweł Komosa:

Na początek chciałem powiedzieć, że pewien znany gliwicki mędrzec zawsze powtarzał „Grunt to się nie wstydzić” i z takiego założenia wychodzę w melanżu i modzie. Wszystkie moje odpowiedzi mogą być przestrogą dla młodzieży jak należy nie robić, bo „Role Model” ze mnie żaden.

1. Jesteś znany z zabawy do odcinki. Czy masz przygotowany protokół zachowania domowego, kiedy melanż przeciągnie się o te kilkanaście godzin?

Protokołu nie ma, raczej freestyle melo, no i prawie zawsze jest tak, że nie wrócę o obiecanej porze do domu. Melo kończy się smsem od żony: „Gdzie ty ku.. jesteś? Zaraz dziecko wstanie i będzie pytać gdzie jesteś. Natychmiast wracaj do domu”. Wtedy, jeżeli jestem na afterku, biorę taxi i wracam najszybciej jak się da. Jeżeli jestem już w domu, a moc jest nadal ze mną to siedzę i oglądam filmy rolkowe i odpisuję „Przecież jestem w domu o co ci chodzi;)”. Zawsze robię śniadanie rodzince, zjadamy razem, zdaję relację z nocki, o ile pamiętam wydarzenia i idę w kimę poranną, żeby wstać koło 13 i warzywić do końca dnia albo pokutować za grzechy nocy. Jakbym nie kończył melka to muszę odpracowywać przykładnym życiem przez kolejne tygodnie, tak jak to było po Inlake czy Rollfeście.

2. Zorganizowałeś wiele contestów. Jaką imprezę uznałbyś za swoja najwieksza porażkę od strony organizacyjnej? Co poszło nie tak?

A ja wiem? Nie wiem, nie powiem Panu. Tyle tego było, że hoho. Każdy kto wpadał widział jak było i ma swoją opinię.  
No na bank częstą porażką były obsuwy czasowe bo zaspałem albo ktoś kto miał pomóc, bo kac, bo trzeba lolka dopalić itp. Innym problemem było zmienianie zasad w trakcie zawodów albo niepotrzebne komentowanie decyzji sędziów na forum wśród zawodników. Największą porażką chyba była końcówka ligi PRL i nadmiar zawodów przy zbyt małej liczbie zawodników chętnych do startów oraz dodawanie imprez do kalendarza na ostatnią chwilę np. na tydzień przed imprezą. Jako swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że każdy kto kiedyś robił zawody wie że nie jest to takie hop siup i wymaga sporo pracy. Zrobienie tylu imprez ile zrobiłem wymagało wiele czasu, którego po prostu zaczęło mi brakować po narodzinach Zofki i postanowieniu prowadzeniu „normalnego” życia – nie wyszło hehehe, ale co to znaczy „normalne życie”. Zabrakło mi też trochę zaangażowania słysząc narzekactwo, ciągłe pretensje z jednej czy drugiej strony, mądraskowanie niektórych „Asów” i zmiany w społeczności rolkarskiej wynikające z demografii i stylu w jakim rolki szły. Tak naprawdę niczego nie żałuję i od momentu kiedy odpuściłem organizację zawodów jest ich jak na lekarstwo, ale jak widać rolkom nie tego trzeba, zajawa się obroni tak czy owak, chociaż rywalizacja dla niektórych jest ważna i potrzebna.

3. W swojej karierze miałeś okazje poznać wielu międzynarodowych prosów. Jak myślisz, na którym zrobiłeś najgorsze, lub najdziwniejsze wrażenie? Czym wbiłeś mu się w pamięć?

Poznałem trochę Panów z najwyższej półki to prawda. No chyba najgorzej odebrał mnie bożek AB, nie wiem czy to przez jego introwertyczny styl bycia czy abstynencję pełną, ale zawsze unikał moich podbitek i czułem, że moja bania mu przeszkadza podczas pogaduszek. Ostatnio na Winterclashu 2020 byłem zaskoczony, że Derek też był trochę zniesmaczony moim chwiejnym stylem stania i gadki, myślałem że z nim browarka zrobimy na relaksie. Może był zmęczony ciągłymi gadeczkami o nowej rolce itd.
Nie mniej jednak na ostatnim WC byłem zaskoczony tym że Aragon, Fish, Wagner (z tym to się da poszaleć solid) czy Chaz mnie pamiętają i pozytywnie odbierają, bardzo to miłe. Jak to mawiają jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził, więc je… leszczy z lamusami się nie pieścić.

4. Który z rolkowych interesów, imprez lub fuszek, wspominasz najmilej finansowo?

Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Ale jaki ze mnie dżentelmen 😉 Najmilej finansowo to tak naprawdę na Nightskatingu wychodziłem zawsze, ale z naszego podwórka to na bank czasy Triady (chociaż trzeba było potem długi odrabiać bo nas wydymali i ostatniej transzy umowy nie wypłacili), NWJ jak udawało się od miasta dostać sianko.
Nigdy nie chodziło o kasę, to tylko miły dodatek, najczęściej jednak kończyło się tak, że albo wszystko przepuszczałem na afterku albo wracałem na chatę z długami i musiałem oddawać po imprezie. 

5. Twoja żona Kasia jest przy Tobie już ładnych pare lat. Przeżyła z Tobą wzloty i upadki. Jaki moment z twojego życia związany z rolkami wyprowadził ją z równowagi najbardziej?

Kacha to trafiła mi się jak ślepej kurze ziarnko i chwała jej za to, że od 1999 roku ze mną płynie pomimo wszystko. KOCHAM CIĘ „STARA” 😉 Zawsze była, jest i pewnie będzie kłótnia, że na wakacje nie mam kasy, ale na wyjazdy moje zawsze znajdę fundusze i jeżdżę po całej Polsce i Europie. Zawsze był foch, że w aucie nie ma miejsca, żeby Kasia jechała ze mną gdzieś, bo wszystkie miejsca już zajęte. Podpytałem ją właśnie o najbardziej wkurzająca akcje i przypomniała mi o jednej z ostatniego Rollfestu w słynnym ośrodku „Relaks”. Po upojnej, szalonej nocy podczas ostatniej imprezy tego wyjazdu, klasycznie na plaży zakończyła się feta. Wspaniały wschód słońca, kąpiel na waleta w morzu, śmiechy hihy itd. Wraz z Panem Klocim i Wąskim (tych pamiętam, że byli na 100%) mieliśmy jeszcze smaczki na jakąś vódeczkę, akurat otwierali bar na plaży, a może zamykali nie wiem, nie pamiętam, ale jasno było w chuuu..Niestety brakowało funduszy, wiadomo jak jest w ostatni dzień Rollfestu, jednak mój zmysł Alko Party Beast podpowiedział mi, że Kacha śpiąca już od paru godzin w domku ma schowaną 100 na paliwo powrotne do domu. Nie myśląc o skutkach w jednej skarpetce (była kąpiel na waleta) wjechałem cichaczem do domku zawinąłem 100 i dawaj do baru! Vódeczka zakupiona, zrobiona w miłej atmosferze, zakopaliśmy jeszcze Wąskiego w piachu i tak zakończyliśmy to melo. Niestety rano jak wyszło, że nie mamy za co wracać, nie było już tak sielankowo i musiałem długo chodzić jak w zegarku, żeby Kacha wybaczyła mi kradzież ostatniej kasy. Poza tym wiele było chwil do utraty tchy, sił i przegięcia struny, ale chyba się kochamy skoro nadal jesteśmy razem.

6. Prowadziłeś w swoim życiu wiele imprez w roli wodzireja. Na której z nich byłeś w najgorszym stanie? Czy przesadziłeś na niej z czymś?

Nie wiem, nie pamiętam, nie powiem Panu 😉 Jakby nie patrzeć rozluźnienie u wodzireja pomaga i tak jak to było na ostatnich zawodach w Kętrzynie (kto był na Inlake ten wie), gdzie organizator i burmistrz dziękują Ci za wspaniałe prowadzenie imprezy to serce rośnie 😉 Po zawodach w Gdyni też nie było skarg, a prowadzenie było jak należy tak mi się wydaje, czy nie..? Także często coś tam było, coś się wydarzyło, ale chyba najmocniej to na Baltic Games w Ergo Arenie sobie z Chesterem i DJ dałem, sporo Jasia Wędrowniczka poszło wtedy i była moc solidna – szczegółów nie pamiętam 😉

Na koniec powiem, że pytania były tendencyjne i rysują mój obraz jako Alko/Narko/Niko/Zipa, co oczywiście nie jest prawdą, a może…? Cóż do tego doprowadziły mnie lata melanży i 2 dekady w branży. Kto mnie zna osobiście wie ja jist, a jak mawia pewien krotajski mędrzec „JACJA MUSZOM BYĆ!” Pozdro i wszystkiego wyjechanego!