Przemka znają chyba wszyscy. I nie chodzi mi tu bynajmniej o nasze podwórko, ale o wszystkie inne środowiska rolkarskie w Polsce. Właściciel gdańskiego oddziału Bladeville, jedynego w tej części Polski krytego obiektu – Skate Areny, instruktor i założyciel Roll4all, a ostatnio budowniczy skate parków. Do tego turbo w porządku i pozytywny gość, który pomoże Ci w każdej sytuacji i którego serce zawsze znajdywało się na solidnym streecie, a to nie wszystko. Przemek to prawdziwy człowiek – instytucja.
M: Jak to się stało ze obecnie posiadasz szkółkę, sklep, skatepark i wypożyczalnię?
P: Mam coś takiego, że zaczynam się nudzić wykonując dane zajęcie i nachodzi mnie chęć rozwijania go po pewnym czasie. Takie wyznaczanie sobie nowego celu. Zaczynałem od wypożyczalni rolek.
M: Pamiętam jak snułeś plany otwarcia wypożyczalni w przyczepie kempingowej (kepolowej) w Brzeźnie przy plaży. Pamietam też jej finalne otwarcie w parku północnym w Sopocie.
P: Wynająłem wtedy 2 metry kwadratowe. Razem z Pauliną siedzieliśmy w budce po 8-10 godzin dziennie, a zarobki z tej wypożyczalni było ok. 5 zł na dzień. Był to bardzo nieopłacalny biznes, ale nie poddawaliśmy się. Gdzieś z tyłu głowy wierzyłem, że to się może jednak udać. W ogóle z dupy mieliśmy te rolki, bo mieliśmy DOOP’y. Miękka, latała na boki, ale była higieniczna i taki był nasz początkowy zamysł.

P: Jeśli chodzi o początki szkółki rolkowej to po jakimś czasie ludzie, którzy przyszli wypożyczać rolki, zaczęli dopytywać się o naukę jazdy. Już wcześniej wyjeżdżałem w zastępstwie Bartka Górczyka na obóz rolkowy do Niechorzy jako instruktor, więc jakieś doświadczenie w tej materii posiadałem. Tak to się wtedy zaczęło.
M: I kolejnym krokiem było otwarcie gdańskiego oddziału Bladeville’a?
P: Dokładnie. Spotkaliśmy się z Mirkiem kilkukrotnie. Miał on już nawiązaną współpracę z Piotrkiem, który otworzył Bladeville w Warszawie, a Trójmiasto znajdujące się na północy, było celem na kolejny punkt dystrybucji. Jakoś się dogadaliśmy i nasza współpraca układa się po dziś dzień.

M: Ale nawet wtedy było Ci mało, więc doszedłeś do wniosku, że otworzysz skatepark?
P: Jak otwieraliśmy Roll4all to moim finalnym celem było otwarcie własnego skateparku. Wcześniej pracowałem w odłamie Baltic Games – KB Skatelab, zajmującym się stricte budową przeszkód.
M: Jebać Baltic Games.
P: Jebać Baltic Games. Zdecydowanie. Ich skate park do dnia dzisiejszego stoi przed stadionem na zewnątrz i marnieje. Już na ostatnim BG wszyscy riderzy narzekali, że to najgorszy skatepark na którym jeździli, ale wróćmy do tematu. Mając doświadczenie na tym gruncie, kontakty w branży i zajawkę postanowiłem, że pójdę na swoje i otworzyłem własny skatepark – Skate Arenę.

M: Apropo zeszłorocznego Baltic Games. Impreza odbywała się vis a vis Skate Areny. Nawiązaliście jakąś współpracę?
P: Początkowo na to się zapowiadało, ale po wielu zawirowaniach, gdzie finalnie zajął się tym Tomo, dałem sobie spokój. Gość z BG najczęściej proponuje współpracę za „zajawkę”, np. koszulkę, czyli za frajer. Uważam, że jak ktoś na tym zarabia to Ty sam również powinieneś na tym zarobić. To jest biznes, a mi praktycznie nie zaoferował nic.
M: W marcu rozpoczęła się w Polsce pandemia, a zaraz potem lockdown. Jak mocno dostaliście po dupie? Wiem, że czynsz na stadionie do małych nie należy. Jak Wam się udało przebrnąć przez ten ciężki okres?
P: Lockdown został ogłoszony niespodziewanie, a informację o naszym całkowitym zamknięciu otrzymaliśmy z dnia na dzień od władz stadionu, na którym to znajduje się nasz sklep oraz szkółka. Nie mieliśmy jakiejkolwiek szansy, żeby się do tego przygotować. Zostaliśmy podstawieni pod ścianą, ale takie życie – trzeba było się do tego dostosować. Plusem było to, że undergroundowo działał nasz sklep stacjonarny, gdzie wpuszczaliśmy cichaczem po jednej osobie i sprzedaż rolek jakoś nas wtedy podtrzymywała finansowo. Prowadziliśmy też zajęcia indywidualne na zewnątrz. Największy problem dotyczył polityki czynszowej, bo nie chciano go nam obniżyć. To było nasze być albo nie być. Na szczęście zwolniono wtedy jednego z prezesów stadionu, a na jego miejsce przyszedł nowy gość, który obniżył nam czynsz o 90%, więc płaciliśmy tylko 10% przez okres zamknięcia obiektu. Po otwarciu parku dostaliśmy czas na „rozruch”, który działa procentowo i jest to swego rodzaju pożyczka, którą będziemy musieli spłacić w następnym roku.
M: Sądząc po tym co się obecnie dzieje to powinniśmy zacząć szykować się na kolejny lockdown.
P: Dlatego znowu mamy problem, jesteśmy w trakcie drugiej fali zachorowań i nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień. Rośnie nam dług wobec stadionu, ale to już są nasze wewnętrzne sprawy. Ogólnie pierwszą falę jakoś przetrwaliśmy, choć było ciężko. Wtedy też wpadłem na pomysł, aby produkować mobilne przeszkody i to nam mocno pomogło. Przebranżowiliśmy się, ruszyłem z warsztatem. Stworzyliśmy ofertę wypożyczalni przeszkód, która okazała się paradoksalnie dużym sukcesem. Krótko mówiąc – daliśmy radę.
M: Czy obecny rząd pomógł Wam w jakiś sposób?
P: Tak jak większość przedsiębiorców dostaliśmy postojowe oraz kilka bezzwrotnych pożyczek, więc w jakiś sposób nam pomogli. Nie był to duży zastrzyk gotówki, ale zawsze coś.
M: A czy my – rolkarze, możemy coś zrobić, żeby wspierać takie osoby ja Ty w tych ciężkich czasach?
P: Nie mam pojęcia, ja jestem akurat takim gościem, który sam z siebie nie wyciągnie ręki raczej nigdy. Będę walczył i szukał nowych pomysłów oraz innych rozwiązań, aniżeli prosił o hajs. Sądzę, że jeszcze jest sporo pomysłów, których realizacja pomoże nam przeżyć te ciężkie czasy. Jeżeli wszystkie opcje mi się skończą, to wtedy ewentualnie skorzystamy z takiej pomocy, jaką daje nasze środowisko.

M: To teraz coś bardziej pozytywnego: Jak bardzo wzrosła internetowa sprzedaż rolek w Bladeville? Nie jest tajemnicą, że jazda na rolkach podczas epidemii powróciła do łask, a przynajmniej wszystkie cyfry na to wskazują. Czy faktycznie brakowało Wam sprzętu od producentów i nie nadążaliście z realizacją zamówień?
P: Nie. Aż tak to chyba nie. Rolek faktycznie sprzedało więcej, ale bez przesady. Sprzedaż wzrosła ze względu na to, że wszystkie obiekty sportowe były zamknięte i większość aktywności fizycznych zostało mocno ograniczonych. Zamknięto siłownie, baseny, ściany wspinaczkowe i wiele innych. Natomiast braki magazynowe były spowodowane tym, że sytuacja na świecie zmieniała się w błyskawicznym tępie. Nikt się tego nie spodziewał, dlatego u producentów takich jak Powerslide czy Rollerblade brakowało sprzętu. Rolki produkuje się w oparciu o pre ordery, które składają poszczególne sklepy rok wcześniej. Czysta matematyka. Covidowy scenariusz był kompletnie nie do przewidzenia.
M: Myślisz, że to jednorazowy boom? Czy jednak sprawa długofalowa?
P: Myślę, że długofalowa. Rolki stają się bardziej popularne. To fakt. Jest to zasługa szkółek rolkowych i ludzi, którzy angażują się w ten sport poprzez przeróżne inicjatywy, ale przede wszystkim dzieciaków, które na tych rolkach zaczynają jeździć.

M: Ile aktualnie osób zatrudniasz? Jakim jesteś szefem?
P: Obecnie zatrudniam 9 osób, nie licząc instruktorów „z doskoku”. A jakim jestem szefem? Nie wiem hehe. Mam stały team, z którym staram się współpracować i o który dbam. Są to ludzie na których mi zależy. W marcu jak wjechał lockdown, porozmawiałem ze wszystkimi. Mając oszczędności, jak każdy przedsiębiorca starałem się wypłacać takie pensje, na ile to tylko było możliwe. Ekipa również zachowała się w porządku, bo wszyscy zostali w firmie, pomimo chudszej wypłaty. Dlatego uważam, że mamy spoko zespół. Szanujemy się wzajemnie i to jest w tym wszystkich chyba najważniejsze.
M: Czy rolkarze spoza aggressivu są chociaż w 1/10 tak cool jak skejci?
P: Yyy… (śmiech). Jest to ciężkie pytanie ze względu na to, że każda dyscyplina zrzesza podobne grono ludzi. Są to ludzie którzy mają podobne predyspozycje, podobne myślenie, podobny poziom strachu w sobie. Mogę powiedzieć, że z ludźmi z aggressivu dogaduję się najlepiej, z racji tego, że jest to moja dyscyplina i moje środowisko.
M: Bardzo wyważona wypowiedź. Nie drążę dłużej tematu.

M: W trakcie naszej rozmowy Skate Arena jest przebudowywana. Czego możemy się spodziewać w nowej odsłonie?
P: Już od dłuższego czasu planowaliśmy wraz z Pauliną przebudowę całej hali z powodu lady w sklepie, a dokładniej jej rozmiaru. Zbudowałem ją na otwarcie Bladeville’a w poprzedniej, dużo mniejszej lokacji we Wrzeszczu. Ta obecna była zaprojektowana do pracy dla jednej osoby.
M: Kurde, zajebista jest ta lada.
P: Na maxa, każdemu ją pokazywałem i chwaliłem, że sam ją zrobiłem. Jest wypasiona i jakby co to jest na sprzedaż. Teraz w sklepie pracują conajmniej dwie osoby, więc potrzebujemy większej lady.

M: Czekaj czekaj, czyli chcesz mi powiedzieć, że przebudowa Skate Areny jest spowodowana głównie z powodu wymiany lady?
P: Tak. Przez jej wymiary było za nią za mało miejsca do pracy i kręciło się tam za dużo ludzi. Przez to organizacja pracy oraz nastroje pracowników moim zdaniem nie były za dobre. Najpierw chcemy wstawić antresole, na której będzie strefa chillout’u, gdzie instruktorzy pomiędzy zajęciami będą mogli sobie odpocząć oraz nasze biuro. Jeśli chodzi o przeszkody to planuje kilka innowacyjnych przeszkód, bo nie mamy za dużo miejsca. Chcę pozbyć się mini rampy, chociaż dużo osób uważa, że to zły pomysł, bo jest to nieodzowny element skate parku.
M: Do odważnych świat należy.
P: Ta mini jest i tak za mała. Ma tylko dwa segmenty, więc nawet porządnego grinda tam nie zrobisz. Może na deskorolkę jest spoko, ale ja jej nie lubię i dlatego chce jej zmienić nawierzchnię i wystawić na zewnątrz. W miejscu gdzie jest teraz stoi, chce zrobić podest z quarterem i murkami w dół plus rura po środku, a pod podestem będzie funbox, którego będzie można wyciągać, bo nie ukrywam, że potrzebujemy przestrzeń po której można jeździć na zajęciach w kółko. Kolejnym moim pomysłem na nową przeszkodę jest regulowany grind box, którego wysokość będziesz sobie regulował pilotem.
M: Zbudujesz sobie boxa na pilota?
P: Dobre, co? Elektryczny box, który podnosisz sobie na wysokość jaką chcesz.
M: Next level shit.

M: Od niedawna pod brandem Skate Areny zacząłeś budować przeszkody i całe skateparki. Jak sobie radzisz w tej branży?
P: Mamy aktualnie swój warsztat i działamy niezależnie. Sam nabrałem doświadczenia w budowie skate parków pracując dla KB Skatelab, o którym wcześniej wspomniałem. Obecnie pracujemy nad kilkoma projektami, zbudowaliśmy m. in. skatepark w Mińsku Mazowieckim. Cały czas się uczymy, cały czas coś poprawiamy i staramy się wprowadzać różne innowacje. Wydaje mi się też, że dzięki wejściu w ten rynek, rozwijamy się i niejako zabezpieczamy się przed niepewną przyszłością . Mam tu na myśli trwającą epidemie. Wiele budżetów obywatelskich na budowę skate parków na następny rok jest już wygranych, więc jedyne co nam zostało to walka o te przetargi. Dlatego mam nadzieje, że przyszły rok okaże się dla nas przełomowy pod tym kątem.
M: Co macie w ofercie? Gdzie można ją zobaczyć?
P: Niestety nasza strona internetowa kuleje. Nie był to nasz core biznes i dlatego trochę olaliśmy internet. Podczas lockdownu zaczeliśmy budować p-raile i produkujemy je po dziś dzień. W ofercie mamy dużo innych przeszkód, które można znaleźć w naszym katalogu. Na razie wysyłamy go tylko drogą mailową, ale z czasem umieścimy go na naszej stronie.

M: W lato odwiedziłeś Warszawę, gdzie stawiałeś na Mokotowie mini rampę. Wszyscy tutejsi rolkarze jednogłośnie stwierdzili, że jeśli chodzi o wymiary to jest to ideał. Jednak trochę gorzej wypowiadali się nt. nawierzchni. Delikatnie mówiąc – Dickiesy kilku dobrych gleb mogą na niej nie przeżyć. Podobno również sama rampa zaczyna się delikatnie psuć. Czy coś poszło nie tak z materiałami? Czy zrobienie „tarki do sera” to był celowy zabieg? Tłumacz się!
P: Jak przystępuje się do przetargu to zazwyczaj projekt jak i jego specyfikacja jest już gotowa. Możesz w około dziesięciu procentach nanieść lekkie poprawki, ale nie możesz zmienić rodzaju materiałów. Materiał, który został tam zastosowany – laminat, dostępny jest w trzech opcjach. Ten użyty w Warszawie, jest najlepszy z tej trójki. To co zaczęło się psuć to 3 lub 4 arkusze, z których ten laminat oskubał się po bokach. Zupełnie nie wpływa to na użytkowanie przeszkody. Obiekt przeznaczony jest wyłącznie dla rolkarzy, a korzystało z niej dużo dzieciaków jeżdzących na hulajnogach, które uderzały nimi w rampe z całej siły. Stąd też mógł pojawić się ten problem. Dlatego też gwarancja przestała obowiązywać z racji tego, że była użytkowana tak jak nie powinna.
M: Gwarancja przestała obowiązywać przez hulajki?
P: Trochę tak. W takim wypadku miała prawo sie zniszczyć. Pragnąłbym jednak wszystkich uspokoić. Gdy zima się skończy, chcemy przyjechać na inspekcję, żeby zobaczyć w jakim stanie znajduje się obiekt. Mogę też zapewnić, że sami od siebie wymienimy kilka płyt, na których pojawiły się odpryski.
M: No dobra, a co z tą turbo szorstką nawierzchnią?
P: Tego laminatu użyłem na naszym Rezi Jump Boxie, który stoi na zewnętrznej części Skate Areny i po 2-3 miesiącach użytkowania wyrobił się i stał się gładki.
M: Czyli nawierzchni potrzeba czasu i nie mamy się o co martwić?
P: Mam nadzieję, że tak. U nas się wyrobiła.

M: Jak wyglądały przygotowania do Rollfestu w tym roku? Jak się układała współpraca w nowej ekipie? Jak poradziliście sobie beze mnie?
P: Odrazu chciałem od tego zacząć. Brakowało tego awanturnika, który trzyma wszystko w rysach i zarządza wszystkim.
M: Haha, żartowałem z tym pytaniem.
P: Jeżeli o mnie chodzi to wyglądało to jak co roku: miałem swoją robotę do wykonania i się z niej wywiązywałem.
M: Potwierdzam. Zawsze na pełnym szefie.
P: Mieliśmy swój zespół, ale nie było łatwo. Dodatkowo pandemia cały czas próbowała pokrzyżować nam plany. Wszyscy gdzieś tam lekko panikowaliśmy: Kamil, Karol, Dawid i ja. Przez to pojawiały się mniejsze i większe spięcia między nami. Natomiast, uważam, że mieliśmy fajny skład i ma on duży potencjał na przyszłość. Tutaj wielkie brawa dla Kamila, który był głównym organizatorem. Uważam, że sprostał zadaniu, jak na pierwszą organizację eventu na taką skalę.
M: Też tak uważam. Zresztą nie tylko ja. Chyba wszystkim uczestnikom podobała się tegoroczna edycja. Oczywiście, nie mam tu na myśli pogody, ale na ten czynnik nie mieliście wpływu.
P: Trochę pomógł nam mimo wszystko Olej z Radzikiem. Nie ma co ukrywać, zaczerpnęliśmy trochę inspiracji z Inlake’a. Porozmawialiśmy o tym, czego brakowało na poprzednich Rollfestach, czego nie było wcześniej np. rodzin z dziećmi, które chciałyby również przyjechać i mieć osobny domek na uboczu. Finalnie uważam, że wyszło bardzo fajnie. Mi się podobało i będę go miło wspominać, chociaż pogoda nie siadła do końca. Dla mnie najważniejszym w tym wszystkim było to, że tradycja została podtrzymana.
M: Amen.

M: Jak obecnie wyglada scena w Trójmieście? Jak się trzyma Bogdańsk?
P: Bogdańsk jest trochę rozsypany. Mało jest obecnie osób, które się z nim utożsamia. Samych rolkarzy w Trójmieście jest dużo. Na cotygodniowe środowe ustawki na Skate Arenie przychodzi bardzo dużo osób. Z tym, że są to rolkarze, których często widzę pierwszy raz na oczy i nie mam pojęcia kim są.
M: A na street wychodzicie?
P: Rzadko. Nie ma u nas takiej zajawy i wspólnych ustawek na street jak np. u Cranksów, czego Ci zazdroszcze. Na szczęście niedawno Byrski się przeprowadził do nas, co mnie bardzo cieszy i mam nadzieje, że ożywi naszą scenę. Zresztą patrząc po ostatnich ustawkach, widzę, że to mu się narazie udaje.
M: Podobno ostatnio (w końcu) zacząłeś mieć zajawę na świeże, bardziej kreatywne miejscówki – co się stało Przemek? Kiedyś zarzekałeś się, że wystarczy Ci do szczęścia radkowa, zatoka i chełm. Skąd ta epokowa zmiana?
P: Nadal lubie dobre poręcze, ale doszedłem do wniosku, że tak naprawdę, aby stworzyć fajne edit to połową sukcesu są fajne spoty. Piękna, fajna i kreatywna miejscówka, który daje Ci dużo możliwości, na której możesz wymyślić coś ciekawego.
M: Ale chyba sama jazda na takich spotach jest wypasem samym w sobie?
P: Pewnie, że tak. Plus każdy na tym spocie może wymyśleć coś innego, a nie łupać to samo na jednej poręczy w kółko.
M: Bardzo fajnie słyszeć to wszystko z Twoich ust.
P: Chcę się rozwijać w tym sporcie, a jeżeli chcesz się rozwijać to siłą rzeczy musisz próbować nowych rzeczy i mieć otwartą głowę. Jest wiele spotów, które mijałem wielokrotnie, gdzie wcześniej nie widziałem tam za bardzo potencjału, a teraz widzę na nich bardzo dużo możliwości.
M: Czy jeśli chodzi dolną część garderoby to również szykuje się jakaś rewolucja?
P: Hehe. Powoli zaczynam myśleć nad zmianą rolek. Chyba planuję przejść na Rocesy, ale spodnie mi na to nie pozwalają. Najpierw muszę zmienić odzież. Mam tylko jedne bojówki. Reszta do dresy, które moim zdaniem nie za bardzo pasują do tych rolek. Uwielbiam jeździć w dresach, więc na dzień dzisiejszy nie wiem jeszcze jak ten problem rozwiązać. Ciężka sprawa, ale czas pokaże.

M: Od kilku lat jeździsz w kasku. Czy robisz to dlatego, aby świecić przykładem przed uczniami? Czy jest to może troska o swoje zdrowie? A może jedno i drugie?
P: Wiedziałem, że o to zapytasz. Zacząłem jeździć w kasku w momencie kiedy zostałem instruktorem, żeby dawać dobry przykład dzieciakom. W tamtym czasie rzuciłem nawet papierosy. Zgrało się to wtedy z Rollfestem, na którym potężnie wyglebiłem.
M: No właśnie. Na finałowym spocie na Rollfescie w 2015 roku na Politechnice miałeś taką matę, że gdyby nie kask to najprawdopodobniej nie rozmawialibyśmy dzisiaj.
P: Robiłem full kanta na max prędkości, nie trafiłem nogą i zleciałem na sam dół uderzając głową o chodnik. Już wtedy była beka z tego, że jeżdzę czasami w kasku. Tak naprawdę od tamtej pory zrozumiałem, że będę go nosić full time, bo uratował mi życie.
M: A nie uważasz, że rolkarz agresywny w kasku to trochę obciach? I ujmuje to w jakiś sposób jego jeździe?
P: Nie wiem. Jakbym zobaczył Broskow’a jeżdżącego w kasku no to hehe…nie wiem. Nie pasuje mi to do niego po prostu. Chciałbym jednak, żeby to do młodych ludzi już pasowało i wpisało się w ich styl jazdy. Może to nie do końca współgra z obrazem agresywnego rolkarza , z którym ja się utożsamiałem całe życie, bo większość życia jeździłem jednak bez kasku, ale chciałbym ten nowy wzorzec przekazać młodemu pokoleniu. Tak jak sposób jazdy na rolkach u młodego pokolenia ewoluuje – młodzież jeździ głównie w szkółkach, tak sądzę, że jazda w kasku też może się w nią wpisać. Nie wiem czy wyjdzie to na plus naszemu wizerunkowi , ale na pewno wyjdzie na plus dzieciakom i ich bezpieczeństwu.

M: Jakie jest Twoje zdanie nt. szkółek rolkowych? Nie pytam tu o promocje tego sportu, bo to jest oczywiście ogromny sukces, którego zazdrości nam praktycznie cały świat. Mam bardziej na myśli samą formę nauki i jazdy samej w sobie. Sam dobrze wiesz, jak u nas wyglądały początki: ustawki na poręczach, obite kolana i łokcie, początki wielkich przyjaźni – a to wszystko na ulicy. Teraz to wyglada zgoła inaczej – jak profesjonalny „trening”, w pełnej zbroi, do tego zazwyczaj skatepark only. Nie odnosisz wrażenia, że gdzieś po drodze duch rolek agresywnych wraz z całą ich otoczką zniknął?
P: Jestem obecnie na rozstaju dróg. Jedna droga mówi mi: ucz prawilnie, a druga: po prostu ucz. Zaprzestałem też prowadzenia mojej sekcji agresywnej, po części było to spowodowane pandemią. Jednak do tej pory do tego nie wróciłem, ze względu na to, że przez ten czas jak moje lekcje się nie odbywały, to maksymalnie 3 osoby z grupy wychodziły regularnie na rolki. Reszta uczniów olała sprawę, jeździła tylko podczas naszych lekcji. Dzieciaki mają czuć TO, że to są rolki, maja same chcieć wychodzić na nie i się rozwijać. Każdy z moich uczniów dostał ode mnie plank raila do nauki i niestety mało który z niego korzystał. Moim zdaniem brakuje tutaj samozaparcia, dzieciaki muszą zacząć wychodzić samemu na rolki i po prostu jeździć. Dużo też zależy od samego instruktora.
M: Masz w takim razie jakiś plan, żeby zarazić te dzieciaki większą zajawą? Skoro myślałeś, że robisz wszystko prawidłowo, a pandemia zweryfikowała zapał większości Twoich uczniów.
P: Szczerze to na chwilę obecną nie wiem. Może wymaga to poświęcenia im jeszcze dłuższego czasu. Cały czas staram się to rozgryźć. Chciałbym, żeby dzieciaki w końcu poczuły to coś, co czuje już pare dzieciaków w Polsce, które wypłynęły ze szkółek i odnalazły się na naszej scenie. Widać to na każdych zawodach. Rodzice też odgrywają tutaj duża rolę, ale jednak trzeba samemu tego chcieć – zajawa to podstawa.

M: Ilu uczniom ze swojej sekcji przepowiadałeś świetlaną przyszłość?
P: Ciężko powiedzieć. Szybko się to zmieniało. Zakładasz, że ktoś będzie najlepszy, wkładasz masę pracy i masę serca, a w pewnym momencie przestaje się pojawiać na lekcjach, albo przegrywa zawody i już więcej się nie widzimy. Predyspozycje to jedno, a charakter to drugie. Dlatego uważam, że bardzo dużo czynników ma wpływ na to jak dobrym rolkarzem może się dany uczeń stać i zakładanie, że kogoś czeka „kariera” nie ma tutaj racji bytu. Dużo rzeczy może wydarzyć się po drodze.
M: Władek jest chyba najlepsza wizytówka Twojej szkółki.
P: Władek ma bardzo fajną, świeżą zajawkę, taką jaka powinna być. Po prostu to czuje.
M: I jak widać to wystarczy.
P: Zdecydowanie.

M: Nie masz czasem dosyć rolek? Nie zrozum mnie źle – większość rolkarzy marzy o prowadzeniu własnego sklepu rolkowego, szkółki, czy posiadaniu własnego skate parku, ale Ty masz całe imperium na głowie. Wiadomo, że nie prowadzisz tego sam, Twoja narzeczona – Paulina jest Twoją wspólniczką. Jednak jazda na rolkach to m. in. swego rodzaju ucieczka od rzeczywistości i niejako stan medytacji czyt. „odpoczynku”. Jak to wygląda w Twoim przypadku, gdy masz za sobą ciężki dzień w pracy i chcesz się „wyładować” lub jak masz dzień wolny? Idziesz na rolki pełen energii jak my wszyscy czy jednak rzucasz rolki w kąt i pędzisz do SPA?
P: Nie jest to łatwe, ze względu na to, że zamieniasz część swojego życia, która była tylko hobby i odskocznią na „normalność”, która staję się Twoją pracą. Zazwyczaj działa to tak, że do tej pracy idziesz – wracasz – chillujesz, a prowadząc taki biznes to jesteś poniekąd w pracy cały czas. Dlatego szukam odskoczni, żeby w rolkach nadal odczuwać przyjemność, bo przez jakiś czas się w tym zatraciłem i zacząłem w pewnym momencie się męczyć. Stąd też moja przerwa w prowadzeniu sekcji aggressive. Kiedyś miałem po 8 lekcji dziennie, po których traciłem zapał do jazdy. Nie zrozum mnie źle – uwielbiam pracę z ludźmi, ale w pewnym momencie, zrobiło się tego za dużo. Dlatego moim kolejnym krokiem było otwarcie warsztatu i budowa przeszkód. Wszystko po to, żeby odnaleźć w tym równowagę.
M: I co, udaje Ci się to?
P: Nadal chce to wszystko rozwijać, nadal chce jeździć na rolkach i traktować je jako hobby i ucieczkę od rzeczywistości. Zatem myślę, że tak.

M: Dzięki Przemek. Chciałbyś coś powiedzieć czytelnikom na koniec? Kogoś pozdrowić?
P: Pozdrawiam Paulinę, która ma ogromny wpływ na to co robię. Pozdrawiam też całą ekipę Bladeville’a i Skate Areny. Wszystko co tworzę, tworzę razem z nimi. Bez nich sam bym nic nie zdziałał i chciałbym im podziękować za to, że trwają razem ze mną w tym wszystkim.
Super lektura!
Świetnie się czytało!
Nie zdradzaj dresu!
DLACZEGO NA ŻADNYM ZDJĘCIU NIE SPOCONY???????? COŚ MI TU NIE ŚMIERDZI
Co za gościu z tego Przemka!
Ja ciebie nie mogę normalnie, co za bohater!
Chciałabym, żeby kiedyś po zajęciach złapał mnie w ramiona i porządnie wytarmosił.
Lofciam cię Panie Trenerze!
Fajny wywiad.Warto wspierać i dopingować pracowitych, młodych ludzi którym się chce działać.Gratulujemy odwagi:)